lek. Joanna Morawiecka – Baranek
Jaka jest ogólna zasada? Czy rodzice powinni zgłaszać w szkole, że dziecko ma alergię?
– Rodzic zdecydowanie powinien poinformować szkołę, że dziecko jest alergikiem. Zwłaszcza, że oprócz najczęściej
spotykanych alergii wziewnych – niestety, coraz częstsze są też ciężkie alergie pokarmowe. W takim przypadku może dojść do poważnych reakcji alergicznych, w tym do anafilaksji. Świadomi rodzice o tym wiedzą i ten problem zgłaszają. Rzadziej informują o nieżycie nosa czy astmie, ale moim zdaniem taka informacja też powinna dotrzeć do wychowawcy.
Dlaczego informacja o alergii pokarmowej jest taka ważna?
– To może być zagrożenie dla życia dziecka. Rodzice o tym wiedzą i tego pilnują – starają się taką sytuację zgłaszać, bo to jest problem, który dzieci mają od pierwszych miesięcy życia. Zwłaszcza, jeżeli chodzi o reakcje ciężkie – pacjent musi być zabezpieczony w tak zwany zestaw ratunkowy z adrenaliną. Tutaj też dochodzimy do momentu, że nie każde przedszkole i nie każda szkoła – chcą podjąć się jej podania. To jest lek ratujący życie, a z wyegzekwowaniem jego podania mamy naprawdę duży problem. Pomimo, że do szkół dotarło „obwieszczenie Ministra Zdrowia” – w którym wymienione są zalecenia dla nauczycieli, jak powinni postępować w przypadku: astmy, alergicznego nieżytu nosa czy anafilaksji, to jednak jest w nim adnotacja, że dana osoba musi się na piśmie zobowiązać się tego, że poda lek.
Podobno rodzice alergików słyszeli od nauczycieli, że oni nie mogą podawać żadnych leków w szkole…
– To nie jest prawda. Mam pacjenta, którego mama usłyszała w szkole w Krakowie, że skoro dziecko może mieć poważną reakcję alergiczną, to ona musi siedzieć w czasie lekcji pod salą. Tak minęła im pierwsza klasa. W drugiej przeniosła dziecko z alergią do szkoły w małej miejscowości, gdzie dyrektor po prostu podjął wyzwanie. Na miejscu jest pielęgniarka, która w razie sytuacji kryzysowej poda uczniowi adrenalinę. Najważniejsze jest zdrowie i bezpieczeństwo dziecka, dlatego nie można się asekurować. Dokładnie tak samo jest z udzieleniem pierwszej pomocy. O ile w przypadku, gdy dziecko ma ataki kichania i mogłoby przyjąć lek przeciwhistaminowy, ale go nie dostanie, to i tak nic się nie stanie, to już w przypadku ataku astmy należy mu podać preparat rozszerzający oskrzela.
W przypadku alergii wziewnych, sytuacja nie jest tak oczywista. Nawet, jeżeli rodzic dostarczy do szkoły informację od lekarza o tym, że dziecko jest alergikiem, to nauczyciel nie ma pewności, że katar czy kaszel w danym dniu, to objaw alergii… a nie infekcji. Czy zatem takie zaświadczenia mają sens?
– Dlatego wypisujemy tylko ogólne zaświadczenie o tym, że „dziecko pozostaje pod opieką poradni alergologicznej” i dopisujemy rozpoznanie, jeżeli rodzic sobie tego życzy. Jednak kaszel i katar mogą być przecież także objawami infekcji i trzeba to skontrolować. Mimo wszystko, warto dostarczyć taką informację o alergii dziecka – choćby po to, żeby nauczyciele zadbali o nie w czasie lekcji. Przykładowo: wiadomo, że uczeń jest uczulony na pyłki brzozy. W momencie, kiedy ona pyli, to rozpoczyna się też czas na otwieranie okien i wietrzenie sal. Dzieci mi same mówią: „pani w szkole otwiera okno, a ja się duszę.” Dlatego nauczyciele powinni wiedzieć o tych problemach swoich uczniów i stworzyć takie warunki, żeby ich chronić. Choćby w ten sposób, żeby takie dziecko z alergią nie siedziało przy oknie, tylko przy ścianie. Wiadomo, że sale trzeba wietrzyć – ale warto zadbać też o takie proste sprawy, np. umożliwić uczniowi wyjście z klasy, żeby sobie przemył buzię, wyczyścił nos i oczy.
Dobrze powiadomić szkołę, także choćby ze względu na zajęcia WF?
– Oczywiście. Dziecko, które ma astmę, jest uczulone na roztocza, w trakcie skakania na materacach czy biegania po sali – rzeczywiście dostaje ataku kaszlu, może mieć nawet duszność… Nauczyciel WF-u powinien więc wiedzieć o jego problemie zdrowotnym. Dobrze byłoby, żeby dziecko: wyszło, odpoczęło, wzięło leki, żeby mogło przerwać jednak ćwiczenie. Choć trzeba podkreślić, że alergia czy astma nie są przeciwwskazaniem do uprawiania sportu.
No to skoro wracamy do podawania leku… Czy rodzic może wymagać tego od nauczyciela?
– Nie może. Jedynie warto próbować przekonać dyrekcję placówki – choć to jest właściwie tylko jej dobra wola. Pomimo tego, że mamy „obwieszczenie Ministra Zdrowia”, to są w nim tylko zalecenia. Nauczyciel nie ma takiego obowiązku, żeby podawać dziecku leki. Musi wyrazić na to pisemną zgodę.
Problem będzie poruszany chyba coraz częściej. Rośnie nam przecież liczba alergików wśród dzieci.
– Tak i powiem szczerze, że zwłaszcza w Małopolsce. Martwi nas to, że coraz częściej pojawiają się w naszej praktyce alergologicznej ciężkie alergie pokarmowe. Kilka lat temu, reakcja anafilaktyczna u dziecka, przykładowo po zjedzeniu po raz pierwszy jajka, – występowała bardzo rzadko. Tak samo po mleku czy orzechach. Teraz, naprawdę nikogo z nas alergologów to nie dziwi. Zbliża się – albo już jest – epidemia alergii pokarmowej. Kiedyś mówiło się raczej o alergiach wziewnych, których też jest bardzo dużo, ale alergii pokarmowych obawiamy się szczególnie. To są bardzo poważne problemy, z których dzieci dłużej wyrastają. Kiedyś mijały do roku. Teraz mamy coraz więcej dzieci, które zmagają się z nimi nawet do trzeciego czy piątego roku życia. Dodatkowo mają ciężkie objawy, a niektórzy nigdy z nich nie wyrastają. Symptomy zależą od wieku dziecka. Jeśli jest małe, tuż po spożyciu pokarmu wymiotuje. Od mamy słyszę również, że: „robi się takie dziwne, leci przez ręce”. Dodatkowo może: kichać, mieć wydzielinę w nosie, duszność… no i zwykle, u większości małych pacjentów pojawiają się problemy skórne, na przykład pokrzywka uogólniona, na całym ciele.
Poza jajkami, na co jeszcze dzieci uczulone są coraz częściej?
– Trzeba wymienić tu alergie na: orzeszki ziemne, nasiona – bo orzechy ziemne należą do grupy nasion, czyli tak, jak: soja, groch, fasola. W tych roślinach są białka zapasowe, które właśnie mogą wywoływać ciężkie reakcje anafilaktyczne.
A jakie są przyczyny tego, że mamy coraz więcej alergii pokarmowych?
– To jest rozwój cywilizacji – przetworzona żywność, zanieczyszczone środowisko. Problem zatem będzie narastał.
Dziękuję za rozmowę.
Kamila Konturek-Ziemba