Diagnozowanie alergii w czasie pandemii - Strefa Alergii
Strefa Alergii | Trendy w alergii

Diagnozowanie alergii w czasie pandemii

/ 5.

Do przeczytania w 4 minuty
Koronawirus w wielu obszarach trwale zmienił rynek medyczny, o czym świadczy boom na telemedycynę. Dzisiaj szuka się rozwiązań innowacyjnych, które zapewniają poprawę jakości i zwiększenie efektywności systemu. Diagnozowanie alergii, które wychodzi naprzeciw nowym oczekiwaniom, jest model Bottom-up.

Problem milionów Polaków

Katar, łzawienie oczu, wysypka, duszność? Spokojnie, to nie COVID-19, to „tylko” alergia. Tylko czy na pewno „spokojnie”? Czy alergia sama w sobie nie jest poważnym zagrożeniem, którego nie wolno bagatelizować?

Nie bez powodu choroby alergiczne nazywane są „epidemią XXI wieku”. Mówimy o problemie powszechnym i narastającym. Szacuje się, że odsetek mieszkańców Polski mających różne alergie sięga 50 proc.! Są w tej grupie seniorzy, osoby dorosłe, młodzież i małe dzieci.

Obserwowany na przestrzeni ostatnich stu lat wzrost zachorowań tłumaczy się przede wszystkim postępem cywilizacyjnym. Z „zielonych enklaw” przenieśliśmy się do „betonowych dżungli”, coraz bardziej przestrzegamy zasad higieny osobistej. Oddychamy zanieczyszczonym powietrzem, a na naszych talerzach dominują produkty pełne hormonów, konserwantów i wypełniaczy.

Eksperci podkreślają, że alergia nie jest chorobą ograniczającą się wyłącznie do uciążliwych objawów. To dolegliwość, która obniża komfort życia i niesie ze sobą poważne konsekwencje. Pokrzywka alergiczna, atopowe czy kontaktowe zapalenie skóry nie pozostają bez wpływu na tak fundamentalne aspekty życia jak: związki, relacje intymne czy życie zawodowe. U części chorych obserwuje się objawy depresji i napady lęku.

Nieleczony lub źle leczony alergiczny nieżyt nosa może z czasem doprowadzić do rozwoju astmy oskrzelowej. A jest to przewlekła i nieuleczalna zapalna choroba dróg oddechowych, która w postaci ciężkiej czy niekontrolowanej zagraża życiu. Statystyki pokazują, że w Unii Europejskiej na astmę co godzinę umiera jedna osoba, najczęściej młoda.

Niektóre reakcje alergiczne mogą być niebezpieczne dla życia od razu, kiedy tylko wystąpią. Ma to miejsce w przypadku alergii na jad żądlących owadów błonkoskrzydłych (pszczoły, trzmiela, osy, szerszenia). Również alergia na leki czy alergia pokarmowa mogą doprowadzić do wstrząsu anafilaktycznego. Charakteryzującym się gwałtownym spadkiem ciśnienia, zatrzymaniem oddychania i krążenia, utratą przytomności, a w rezultacie zgonem.

Diagnozowanie alergii w cieniu koronawirusa

Pandemia COVID-19, która od początku 2020 roku, jest tematem numer jeden, sprawiła, że inne choroby zeszły na drugi plan. Nie znaczy to jednak, że zniknęły. Niestety, strach przed potencjalnym zarażeniem sprawia, że pacjenci nawet w czasie powrotu do świadczeń medycznych nie zgłaszają się do lekarzy lub zgłaszają się do nich zbyt późno.

Docierają do mnie informacje, że pacjenci nadal boją się pójść do przychodni czy laboratorium. Mimo zaostrzonych standardów higieny i dezynfekcji postrzegają je nadal jako potencjalne źródło zakażenia. Zamiast diagnozować przyczyny alergii, wybierają środki doraźnej pomocy w postaci tabletek przeciwalergicznych. Biorąc pod uwagę, że pandemia COVID-19 nie wygasa, a jesienią możemy się spodziewać, że koronawirus wróci w drugiej fali, zwłoka w diagnostyce i opóźnienie leczenia stają się niebezpiecznie długie. Brak rozpoznania przyczyny alergii, a w konsekwencji brak jej leczenia może skutkować cięższym przebiegiem uczulenia np. u pacjentów uczulonych na roztocze kurzu domowego już na jesieni tego roku. Objawy nasilenia alergii mogą wpłynąć na obniżenie odporności i pozbawić organizm siły do walki z potencjalnie groźniejszym wirusem. Żeby nie narażać się na takie ryzyko, o diagnostyce alergii warto pomyśleć właśnie teraz – podkreśla dr n. med. Emilia Majsiak.

Diagnozowanie alergii, czyli odwrócona piramida?

Eksperci zgodnie podkreślają, że koronawirus zmienił ochronę zdrowia, o czym świadczy coraz większa popularność usług telemedycznych. Szuka się rozwiązań innowacyjnych, które zapewniają poprawę jakości i zwiększenie efektywności systemu. Strategią diagnostyczną w alergii, która wychodzi naprzeciw nowym oczekiwaniom jest algorytm Bottom-up. Zwraca na niego uwagę prof. Bolesław Samoliński w artykule „Strategia diagnozowania alergii Bottom-up w okresie zagrożenia epidemicznego wirusem SARS-CoV-2 powodującym chorobę COVID-19”.

Model będący „odwróceniem piramidy diagnostycznej do góry nogami” niesie ze sobą szereg korzyści. Po pierwsze: pozwala ograniczyć liczbę kontaktów pacjent-lekarz-laboratorium, a tym samym zmniejsza ryzyko zakażenia koronawirusem. Po drugie: multipleksowe narzędzie diagnostyczne pozwala scharakteryzować cały repertuar IgE. I to dla wszystkich potencjalnych alergenów, na które pacjent jest uczulony. Przyśpiesza to znacznie postawienie diagnozy i rozpoczęcie leczenia. Co więcej, jak podkreśla ekspert, model diagnostyczny Bottom-up może przyczynić się do szybszego rozładowania kolejek po okresie zakończenia zagrożenia epidemicznego. Może też być gwarantem szybszego powrotu do normalnego trybu przyjmowania pacjentów.

Klasyczny model diagnostyczny Top-down obejmuje:

  • wywiad kliniczny
  • testy skórne (w okresie pandemii SARS-CoV-2 nie zalecane przez Polskie Towarzystwo Alergologiczne)
  • testy z krwi określające poziom swoistych przeciwciał IgE.

To lekarz po przeprowadzeniu wywiadu i badania podejmuje decyzję, jaki zakres badań należy wykonać.

Do niedawna jedynym testem, który znajdował zastosowanie w metodzie Bottom-up był test ISAC. Obecnie dostępne są jeszcze dwa inne testy: test FABERtest ALEX, oparte o nanotechnologię. Umożliwiają testowanie jednocześnie niemal 300 molekuł i ekstraktów.

Jak podkreśla dr n. med. Emilia Majsiak, testy multipleksowe nie tylko znacząco skracają czas diagnozowania pacjentów, ale pozwalają na uzyskanie dokładnych wyników już na początku drogi.

Dla przykładu posłużę się historią z życia wziętą. Pacjentem było 2,5 roczne dziecko z rozpoznanym atopowym zapaleniem skóry. Na pierwszej wizycie lekarskiej pediatra przepisał sterydy, które nie pomogły. Na kolejnej, dwa miesiące później, zaproponował maść, która również nie przyniosła poprawy. Na trzeciej wizycie lekarz wystawił skierowanie do alergologa, który zaproponował wykonanie testów wziewnych. Niestety, wszystkie wyszły negatywnie, podobnie jak testy pokarmowe, zlecone na kolejnej konsultacji.

Jak widać ścieżka diagnostyczna w klasycznym modelu jest bardzo długa i wcale nie gwarantuje sukcesu terapeutycznego. Ostatecznie rodzice zdecydowali się na wykonanie szerokiego testu, zawierającego około 300 alergenów. Okazało się, że alergenem, który uczulał był len. A jest on składnikiem większości emolientów polecanych przy atopowym zapaleniu skóry. Rodzice nieświadomie na skórę dziecka nakładali preparaty nawilżające i natłuszczające, które zawierały alergen uczulający dziecko. W tym kontekście wdrożenie strategii Bottom-up pozwala na uniknięcie metody prób i błędów.

Źródło: Medonet