Co ma brud do alergii
Związek narażenia na mikroorganizmy z rozwojem chorób alergicznych poddawano analizie od kilkudziesięciu lat. Wyniki badań i obserwacji wydają się potwierdzać, że wzrost zapadalności na choroby alergiczne jest związany, m. in. z poprawą higieny, zmniejszeniem liczby członków rodziny, zmianą diety, powszechnym stosowaniem antybiotyków. Wszystkie te warunki określa się wspólnym mianem „zachodniego stylu życia”.
Dlaczego tak się dzieje? Okazuje się, że coraz bardziej odchodzimy od „naturalnego” trybu życia, można by to też nazwać życiem w zgodzie z naturą. Idziemy w kierunku tzw. modelu „zachodniego”. Powoduje to coraz większe zaburzenia różnorodności naszej naturalnej flory bakteryjnej. Nie jesteśmy przecież sterylni. Niektóre bakterie są dla nas niebezpieczne a inne wręcz przeciwnie. Nie tylko nam nie szkodzą, są wręcz niezbędne. Co więcej, aby nasz układ immunologiczny prawidłowo funkcjonował, musimy się w życiu spotkać nie tylko z dobrymi bakteriami, ale również ze złymi. Taka mikrobiologiczna dynamika jest niezbędna do prawidłowego rozwoju i funkcjonowania układu immunologicznego. Konsekwencją nadmiernego wyjaławiania otoczenia jest niszczenie nie tylko złych drobnoustrojów, ale również tych dobrych. Dochodzi do tego także zaburzenie naturalnej równowagi pomiędzy nimi. To ostatecznie niesie za sobą większe ryzyko zachorowań na tzw. choroby cywilizacyjne w tym alergie.
Dobrze mieć rodzeństwo
Higieniczna hipoteza rozwoju alergii jest już dość stara. I, co bardzo ważne, jest tylko jedną z kilku teorii próbujących wytłumaczyć eskalację chorób o podłożu alergicznym. Pierwszą teorię higieniczną sformułował David Strachan w 1989 roku. Zawarł ją w opublikowanym w British Medical Journal artykule pod tytułem „Katar sienny, higiena i rozmiar gospodarstwa domowego”. Publikacja była podsumowaniem trwających bardzo długo, bo aż 23 lata, obserwacji. Strachan przeprowadził epidemiologiczne badanie grupy 17 414 brytyjskich dzieci urodzonych w marcu 1958 r. Obserwacja trwała do ukończenia przez nich 23 roku życia. Skupił się głównie na występowaniu kataru alergicznego oraz atopowego zapalenia skóry (w pierwszym roku życia oraz w wieku lat 7, 11 i 23). Wywnioskował, że im więcej dzieci jest w rodzinie, tym rzadziej występuje u nich katar alergiczny. Zależność ta była szczególnie widoczna u młodszego rodzeństwa.
Obserwacje Strachana nasunęły więc przypuszczenie, że chorobom alergicznym zapobiegały zakażenia we wczesnym dzieciństwie, przenoszone przez „niehigieniczny kontakt” ze starszym rodzeństwem lub od matki zakażonej przez kontakt ze starszymi dziećmi. Zmniejszająca się liczebność rodziny zmniejsza ilość takich infekcji. To ostateczne może przekładać się na zwiększoną częstotliwości chorób alergicznych obserwowanych u dzieci. Dlaczego tak się dzieje? Częstsze zachorowania małych dzieci na rozmaite, typowe dla tego okresu życia infekcje (wirusowe, bakteryjne, pasożytnicze), które są normalną cechą zbiorowisk ludzkich (tj. rodziny wielodzietne, żłobki czy przedszkola) „modeluje” układ immunologiczny. Robi to w taki sposób, że zmniejsza w przyszłości ryzyko wystąpienia alergii.
Czyli dobrze mieć rodzeństwo, szczególnie starsze. Można miło spędzać razem czas, a przy okazji szkolić swój układ immunologiczny i zapobiegać alergii.
Coś za coś – wysoki standard życia nie zawsze przynosi korzyści
David Strachan w wynikach swoich badań zauważył jeszcze jedną ciekawą rzecz. Zwrócił on uwagę na to, iż wcześniej katar alergiczny był domeną głównie dzieci i dorosłych z tzw. rodzin dobrze sytuowanych. Poprawa warunków domowych społeczeństwa i wyższe standardy czystości osobistej zmniejszyły możliwość zakażenia krzyżowego w rodzinach (czyli od siebie nawzajem). Zmiany te poskutkowały wg. niego eskalacją alergii, która pojawiła się wcześniej głównie u osób zamożniejszych.
Generalnie uważa się, że zmniejszenie częstości infekcji we wczesnym dzieciństwie związane z podniesieniem standardów higienicznych codziennego życia, może mieć niekorzystny wpływ na rozwój układu odporności i predysponować do rozwoju chorób alergicznych.
Hipoteza higieniczna alergii współcześnie
Aktualnie funkcjonuje zmodyfikowana teoria higieniczna czyli „hipoteza deprywacji mikrobiologicznej jelit” (ang. gut microbial deprivation hypothesis). Czyli mówiąc po ludzku, stan ciągłego niezaspokojenia potrzeb jelit w odniesieniu do flory bakteryjnej. Inaczej jest to tzw. teoria mikrobiotyczna. Według tej hipotezy zachodni, higieniczny, a czasem wręcz sterylny styl życia ogranicza nie tylko liczbę infekcji, ale i ekspozycję na wszelkie mikroorganizmy (także te dobre). Tym samym utrudnia kolonizację jelit odpowiednimi bakteriami, zaburza rozwój układu odporności oraz wytworzenie i utrzymanie tzw. tolerancji immunologicznej. Ostatecznym kosztem postępu naukowego, rozwoju przemysłowego, urbanizacji i „sterylnego” stylu życia jest m. in. predyspozycja do rozwoju chorób alergicznych.
Diabeł tkwi w szczegółach, czyli hipoteza higieniczna w praktyce
Na pewno każdy z nas słyszał różne obiegowe powiedzonka dotyczące częstości i higieny, jak np. od brudu jeszcze nikt nie umarł, częste mycie skraca życie, dzieci dzielą się na czyste i szczęśliwe czy tytułowe zdrowi ludzie żyją w brudzie. Często traktujemy je z pobłażliwym uśmieszkiem. Ale takie powiedzonka nie biorą się z nikąd. Zwykle pochodzą z obserwacji codziennego życia. I jak się często okazuje, jest w nich to przysłowiowe ziarenko prawdy. Diabeł jednak zawsze tkwi w szczegółach i żadna skrajność dobra nie jest. Człowiek i drobnoustroje jego ciała stanowią układ unikalny. Nadal zasadne i konieczne jest unikanie celowej ekspozycji na patogenne drobnoustroje, promocja szczepień czy podtrzymywanie nawyków higienicznych w żywieniu i pielęgnacji. Dom oczywiście sprzątać należy, ale jego stałe odkażane środkami dezynfekcyjnymi nie jest już dobre. Ponadto pamiętajmy, że same środki tzw. chemii domowej mogą być czynnikami drażniącymi skórę, czy też śluzówki układu oddechowego. Wielu autorów zwraca uwagę, że do prawidłowego rozwoju układu immunologicznego dziecka konieczny jest kontakt ze środowiskiem pozadomowym (tzw. kontakt z naturą). Dobrze jest więc pozwolić mu biegać po dworze, bawić się z kotem, psem czy kolegami i jeszcze się przy tym wybrudzić. Zachowując jednak tzw. zdrowy rozsądek, trzeba np. umyć ręce po zabawie czy przed jedzeniem. Takie podejście może przynieść ogromne korzyści dla prawidłowego rozwoju układu odpornościowego dziecka. Pamiętajmy, że układ immunologiczny nie lubi nudy. Jeśli nie pozwolimy mu się mierzyć z prawdziwymi zagrożeniami (wirusy, bakterie, pasożyty) to poszuka sobie innych „wrogów” z którymi będzie zaciekle walczył, np. alergenów.