___________________________________
Dr Piotr Dąbrowiecki jest alergologiem z Kliniki Chorób Infekcyjnych i Alergologii Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Przewodniczy Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę, Alergię i POChP. Jest także członkiem zarządu Polskiego Towarzystwa Alergologicznego.
__________________________________
– W tym sezonie osoby uczulone na pyłek leszczyny już w grudniu zgłaszały pierwsze objawy. Dlaczego w ostatnich latach pylenie drzew rozpoczyna się wcześniej? I czy zmiany klimatu są jedynymi winowajcami tego stanu?
Dr Piotr Dąbrowiecki: – W tym przypadku możemy wymienić przynajmniej dwa czynniki o udowodnionym przez medycynę wpływie. Zmiana klimatu oczywiście jest ogromnie istotna. Jeżeli mamy cieplejszą zimę to leszczyna po prostu „myśli”, że przyszła wiosna. Trudno się po niej spodziewać, że pomyśli „grudzień? To powinnam się jeszcze wstrzymać z pyleniem ze cztery tygodnie”. Nie, dla rośliny, jeśli jest ciepło, a w dodatku wyższa temperatura utrzymuje się dłużej, to znak, że nadszedł czas pylenia. Natomiast biorąc pod uwagę, że mamy duże grono mieszkańców Polski, którzy są uczuleni na wczesne drzewa, czyli właśnie na leszczynę, jej pylenie jest bodźcem do wyzwolenia objawów. Pojawiają się więc u nich: katar, kichanie, łzawienie, a u osób bardzo wrażliwych nawet objawy astmy oskrzelowej. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że często te symptomy bierze się za infekcję, bo i okres ku niej sprzyjający.
Na tym jednak nie koniec, bo do układanki musimy dołączyć jeszcze jeden element, czyli zanieczyszczenie powietrza. Mieszkańcy dużych aglomeracji są narażeni, szczególnie w sezonie jesiennym i zimowym na znaczną ilość pyłu zawieszonego. Zarówno tego grubego, PM 10, który daje objawy ze strony nosa i gardła, jak i drobniejszych PM 2,5 i PM 1, które dają objawy ze strony dolnych dróg oddechowych.
I teraz zaczyna się prawdziwa układanka, bo nie wiemy jak te trzy czynniki wymieszają się u Kowalskiego ciepłej zimy w 2023 roku. Natomiast wiemy, że zdecydowanie więcej pacjentów uczulonych na pyłek leszczyny i innych wczesnych drzew, ma objawy i przychodzi do naszych gabinetów. Pada wtedy pytanie: „panie doktorze to leszczyna, infekcja, a może smog?” I tu zaczyna się problem, żeby go rozwiązać używam różnych „wytrychów medycznych”.
– Dlaczego to rozróżnienie jest takie istotne?
– Przyczynę powinno się poznać, choć niestety ze smutkiem stwierdzam, że większość lekarzy, jeśli mają pacjenta z katarem, to leczą tylko objaw nie próbując dowiedzieć się, co go powoduje. Ale dla mnie jako alergologa to jest wyzwanie i mam wewnętrzną chęć odkrycia co to za katar. Dlaczego on nie odpuszcza pacjentowi? I w połowie przypadków, o ile nie zdarza się zbyt często, jest to po prostu objaw infekcji.
– Ale co to znaczy, że nie zdarza się często?
– W przypadku osób dorosłych za normę uznamy występowanie infekcji górnych dróg oddechowych od 1 do 2 razy na rok, a szczególnie w okresie jesienno-zimowym. W przypadku dzieci katar, jako najczęstszy objaw infekcji, może się pojawić nawet do 4-6 razy w ciągu roku. Pozostaje nam jeszcze połowa pacjentów, u których katar wcale nie oznacza infekcji. Więc jeżeli mam chorego, który wraca do mnie z reguły o tej samej porze roku, zawsze w styczniu, lutym lub w marcu, to wówczas mogę podejrzewać, że to już nie jest przypadek. W takiej sytuacji wykonuję testy alergiczne. Jeśli okazuje się, że ten pacjent jest uczulony, na przykład na pyłki drzew, no to już układanka staje się jaśniejsza.
Dobrym pomysłem dla tego pacjenta jest odczulane, ale nie wszyscy się na nie decydują, choć to najlepszy sposób leczenia alergii. Jeśli pacjent chce poczekać, to daję mu rozpiskę, jak przygotować się do następnego sezonu pylenia. Jeśli więc ma alergię na pyłki leszczyny, a objawy pojawiają się z reguły w połowie stycznia, to on już od świąt Bożego Narodzenia zaczyna przyjmować lek antyhistaminowy, a przy pierwszych objawach kataru podaje sobie steryd do nosa. Taki pacjent przychodzi do mnie i mówi, „panie doktorze tym razem się nie przeziębiłem”. Tylko, że to nie było, jak dotąd myślał, przeziębienie, ale alergia, a właściwe rozpoznanie pozwoliło nam w odpowiedniej chwili zareagować.
– A co z zanieczyszczeniami powietrza? Do niedawna raczej posądzano je o przyczynianie się do zawałów, częstszych zachorowań na nowotwory. Ostatnio okazało się jednak, że i dla osób z alergiami mogą mieć znaczenie…
– Od lat duże badania epidemiologiczne wskazywały, że zawały, udary czy nowotwory zdarzają się częściej, kiedy mamy incydent smogowy. Mieliśmy świadomość, że zanieczyszczenia mogą wpływać także na osoby z astmą, ale już związków z alergią raczej się w tym kontekście nie doszukiwaliśmy. Teraz już wiemy, że związki są. Co więcej, pył zawieszony, zwłaszcza PM 1 i PM 2,5, ma moc przestrajania układu immunologicznego. Zanieczyszczenia wnikając do górnych czy dolnych dróg oddechowych przenoszą na swojej powierzchni węglowodory aromatyczne, czyli substancje wyjątkowo toksyczne. Potrafią one wpłynąć na układ immunologiczny w taki sposób, że zacznie on alergicznie reagować na pyły, ale również na te substancje, które razem z zanieczyszczeniami wniknęły do organizmu. Oznacza to, że jeśli razem z pyłami do organizmu pacjenta dostała się, np. większa ilość pyłku brzozy, to mimo iż dotąd ta osoba nie była na niego uczulona, to teraz zaczyna mieć objawy. Wiemy więc, że zanieczyszczenia mogą być adiuwantem, czyli czynnikiem powodującym, że łatwiej jest nam się uczulić. Co więcej, badania prof. Ewy Czarnobilskiej wprost udowodniły, że pył może być również alergenem. Oznacza to, że u osób mieszkających w silnie zanieczyszczonych miejscach może wykształcić się patologiczna reakcja na pył, w postaci typowej odpowiedzi alergicznej, czyli wycieku z nosa, obrzęku błony śluzowej, kataru czy nawet astmy.
– Czy w swojej praktyce lekarskiej rozpoznawał Pan już alergię na smog? Jeśli tak, to jak pacjenci reagują na taką diagnozę?
– Na razie mamy tylko eksperyment medyczny, na podstawie którego prof. Czarnobilska udowodniła istnienie alergii na smog. Myślę, że przynajmniej potrzeba dekady, żebyśmy mogli ten eksperyment przekuć na codzienną praktykę alergologiczną. Na razie poznajemy mechanizmy i nie mamy jeszcze testu, czyli narzędzia potwierdzającego taką alergię, które moglibyśmy stosować w gabinecie alergologicznym. Zawsze jednak możemy zadać pacjentowi pytanie, czy w czasie, gdy jest większe stężenie zanieczyszczeń w powietrzu, to czuje się gorzej. Możemy także użyć gotowych aplikacji, np. Apsik czy MASK-air, które pomogą nam kontrolować sytuację. Wypełniając je codziennie zauważymy, że mimo iż rośliny jeszcze nie pylą, pacjent ma objawy. Ogólnie czuje się dobrze, nie ma temperatury, ale za to pojawia się u niego katar i kaszel. W takiej sytuacji często tym jedynym nowym elementem jest właśnie zwiększona ilość zanieczyszczeń i to już sami pacjenci zaczynają wychwytywać.
– Czy wiemy, jaka jest skala tego zjawiska?
– Wiemy. Badając duże grupy pacjentów jesteśmy w stanie oszacować jaki procent z nich choruje z powodu zanieczyszczeń środowiska. Sam prowadziłem badanie dotyczące zgonów pacjentów z przyczyn ogólnych w latach 2010 – 2019. Wykazaliśmy wówczas, że do 27 proc. zgonów było zależnych od poziomu zanieczyszczeń. Skoro to wiemy, a według zeszłorocznej publikacji w Lancecie, zanieczyszczenie powietrza jest na 4 miejscu, wśród przyczyn zgonów, to temat jest poważny.
Co ciekawe, do niedawno uważano, że pewien poziom zanieczyszczeń jest dopuszczalny. W tej chwili mamy świadomość, że to nie jest prawda. Wiemy również, że zanieczyszczenie środowiska, to nasz cywilizacyjny „dorobek”, z którym musimy się zmierzyć. Czy damy radę? Myślę, że tak, ale cały proces muszą zacząć decydenci. Jeśli nie zainicjują zmian prawnych, to nic się nie wydarzy.
– Od klimatu i jego wpływu trudno będzie nam uciec. Jak w takim razie alergik może się chronić? Czy do końca życia będzie skazany na przyjmowanie leków i zmaganie się z objawami?
– Przede wszystkim, jeżeli mamy takie objawy, jak katar, łzawienie, kichanie, świąd oczu, skóry, to powinniśmy udać się do lekarza i zapytać, „panie doktorze, czy ja nie jestem alergikiem?” Jeśli już mamy diagnozę i możemy skorzystać z immunoterapii, to powinniśmy ją zastosować i usunąć problem nadwrażliwości. Bardzo często już w kolejnym sezonie objawy są mniejsze, a po 2-3 latach znikają. Odczulanie to też najlepsza prewencja astmy. Jeśli nie możemy się leczyć przyczynowo, to działajmy objawowo. Ale miejmy świadomość, że nieleczona alergia może nam bardzo mocno utrudnić życie.
Przed zanieczyszczeniami powinniśmy się chronić nawet wówczas, jeśli nie mamy alergii. Jak? Choćby wyposażając swój dom w oczyszczać powietrza, który będzie filtrował to, czym oddychamy w pomieszczeniu. Musimy pamiętać, że przebywamy w nim 10 – 12 godzin na dobę i przez ten czas możemy być wolni od zanieczyszczeń. Natomiast jeżeli uważamy, że jak wejdziemy do domu i zamkniemy drzwi, to smog za nami nie przyjdzie, to jesteśmy w błędzie. Nawet 70 proc. zanieczyszczeń zewnętrznych mamy w domu
– Na koniec pytanie, które pewnie nie raz już Pan słyszał. Panie doktorze, czy damy radę zatrzymać epidemię alergii?
– Trudno opowiedzieć na to pytanie, ponieważ nie mamy danych, na których moglibyśmy pewnie rokować na przyszłość. Z dekady na dekadę przyrasta liczba alergików, powinniśmy więc próbować ograniczać ilość zanieczyszczeń powietrza, licząc, że w ten sposób będziemy w stanie zatrzymać epidemię alergii. Tło genetyczne także wpływa na obecną sytuację, bo alergicy rodzą alergików. Jeśli teraz około połowa z nas ma dodatnie testy, to dzieci tych dorosłych, będą mogły mieć alergię. W tej sytuacji raczej bym się skupił na tym, żeby szybko rozpoznać u pacjenta alergię i zapobiegać powikłaniom. Wczesne rozpoznanie daje nam możliwość dobrego leczenia, a dobre leczenie sprawia, że osoba z chorobą przewlekłą może żyć nawet sto lat.
Dziękuję za rozmowę
Agnieszka Kalinowska